Codziennie świerszcz na skrzypkach grał
za oknem tuż siadywał,
trzeba przyznać talent miał
słuchacza nastrój on zgadywał.
Kiedy smutek ostrzył swe pazury,
ranek leniuch się podnosił,
a na niebie żadnej chmury
świerszcz o dobry dzionek prosił.
Swym talentem się nie chwalił
sercem pięknie grał,
na swój los się też nie żalił
piękno on pokazać chciał.
Słuchaczy zawsze pełno było
ogród życia przecież trwał,
szybko kończy się gdzie miło
szpak sielankę przerwać chciał.
Nauczyciela pragnął mieć,
aby uczył jego dzieci
żona mówi szybko leć
niechaj zaraz świerszcz przyleci.
Mistrz już skończył swoje granie,
tam w ukłonach fruwał frak,
a całusy piękne panie
słały mu na dobry znak.
Oklaski jeszcze nie przebrzmiały,
gdy lądował szpak
długie wieki one trwały,
chociaż skrzypka dawno brak.
Turczuk