Wyspa Manhattan, to kawał lądu leżącego na wschodniej ścianie Stanów Zjednoczonych. Jej burzliwa historia zaczyna się, a raczej znana jest, od najazdu Europejczyków na te ziemie.
A, co było wcześniej? - kompletna dzicz, eksploatowana od niepamiętnych czasów przez różne plemiona miejscowych Indian, prowadzących w prymitywny sposób nieustające wojny między sobą. Ale? - no właśnie - czcili tego samego Boga Manitou, który był władcą przyrody, a w szczególności żywiołów, które od czasu do czasu nawiedzały wyspę wziętą w kleszcze dwóch odnóg rzeki Hudson. Słodkie wody wpływały do Atlantyku, gdzie kończyła się od strony południowej wyspa Manhattan, kończąc raj dla ryb, skorupiaków z rzek i jezior, zwierzyny łownej na lądzie i tego wszystkiego co potrzebne człowiekowi do egzystencji. No i te zwierzęce skóry potrzebne do budowy prymitywnych domów i odzieży, szytej z wartościowych skór borsuczych, zapewniało egzystencję dla tubylców, a w późniejszym czasie sprzedawanych za świecidełka, alkohol i broń palną, chciwym europejskim kupcom.
- Słuchaj Szalony Koniu - zwróciłem się do mego rozmówcy, obiecałeś opowiedzieć mi o wyspie Governor?
Szalonym Koniem nazywałem bezdomnego, który przesiadywał codziennie na murku przystani promowej na Manhattanie. Ja czekałem na malutki prom, starego rzęcha, który kilka razy dzienne kursował na tę malutką wysepę. Oberwaniec spędzał noce, jak mówił w rozmowie z duchami dawnych wodzów i szamanów w pobliżu ich siedziby, jaką była wysepka Governor. Zawsze, kiedy na śniadanie kupowałem popularną bułkę z serem i kawę, brałem też taką samą porcję dla miejscowego włóczęgi. On, w ramach wdzięczności opowiadał dziwne historyjki burzliwych dziejów wyspy, bacznie obserwowanej przez Statuę Wolności z przeciwnej strony rzeki wlewającej swe wody do Oceanu Atlantyckiego.
- Widzisz ten półokragły, z czerwonej cegły budynek na wyspie? - to więzienie wybudowane w tysiąc osiemset dwunastym roku - ciągnął oberwaniec, nie czekając na moją reakcję.
- Widzę, codziennie oglądam, bo pracuję na wyspie - ściany muru więziennego mają metr grubości - mruknąłem, dumny ze swej wiedzy.
Wyspa leży około kilometra od Manhattanu, trudno było nie zauważyć ponurego, więziennego gmaszyska z otworami strzelniczymi, obserwujacymi rzekę.
Dzisiaj zacznę opowiadać ci dziwną, indiańską przepowiednię, której początek bierze się na długo przed podstępnym zagarnięciem tych ziem przez blade twarze. Moi przodkowie potrafili przewidzieć wszystkie kataklizmy na wyspie Manhattan, do ostatniego włącznie, który zaleje wyspę. Powtarzały się one dotychczas regularnie....głośne wycie promu przerwało wątek opowiadania. Pośpiesznie pożegnałem starego indiańskiego włóczęgę, umawiając się z nim o godzinę wcześniej w następnym dniu.
Władysław Turczuk