Sobota. Przygotowania do Świąt Wielkanocnych powoli zbliżają się do mety. Mieszkam w Nowym Jorku - jest 2009 rok. Ranek i leje jak z cebra. Sam nie wiem, co mnie wzięło na wspomnienia.
Może to ręka duszy tej kobiety zza grobu błaga o odrobinę pamięci - tylko Bóg jeden wie.
Było to bardzo dawno temu, dla mnie wieki. Drobiazgi wspomnień zarosły już chwastami niepamięci. Tylko padający za oknem deszcz jest ten sam w mojej pamięci, rosząc kwitnące Magnolie, które wdzięcznie odpłacały i odpłacają swymi kolorami. Byłem jeszcze młodym człowiekiem, fruwałem nadzieją w obłokach. Przecież to ostatnie lata osiemdziesiąte dwudziestego wieku! - powtórki nie będzie.
Ach, co to były za czasy! Oderwani od polskiej pegeerowskiej rzeczywistości, młodzi ludzie cieszyli się wolnością, zapominając, jakże często o swych najbliższych, topiąc pamięć w alkoholu.
Odrobinę życiorysu kobiety o której będę opowiadać znałem wcześniej ze skąpych opowieści jej koleżanek, które wywodziły się z zagłębia PGR-ów ówczesnego województwa białostockiego - dokładnie z tych okolic co ona. Poznałem ją właśnie w taką słotę jak dzisiaj. Też padało, a dzień zbliżał się ku końcowi oznajmiając bębnami deszczu, że czas już do stołu zasiadać i świętować Wielkanoc.
Mężczyźni o tym dobrze wiedzą, że piękne kobiety pamięta się bardzo długo i dlatego pewnie ona też utkwiła mi w pamięci, kiedy po dwudziestu latach poruszam ten temat.
Pamiętam, całą "ferajną" zasiedliśmy już do świątecznego stołu gęsto ozdobionego butelkami wódki. Ona przyszła na końcu z grubym, niższym od siebie o pół głowy facetem. Może ta dysproporcja ustrzeliła mój podziw dla jej urody? - tego to już nie pamiętam. Była ubrana skromnie, a krótka dżinsowa spódniczka podkreślała, jej długie do samej d... nogi,które mówiły same za siebie. Reszta kusego ubioru niewiele miała do powiedzenia. Natomiast buzia, oczy i długie blond włosy, niweczyły wszystkie wady ubioru.
Zaczęło się ostre chlanie, oczywiście dla tych którzy mieli taką wewnętrzną potrzebę leczenia chandry alkoholem.
- Ala, podoba mi się ta pani - szepnąłem do ucha swej "leworęcznej" sąsiadce, wskazując oczami ślicznotkę.
- Ona jest zajęta, to alkoholiczka, jesteś dla niej za biedny - potrzebuje sponsora - dodała konspiracyjnym tonem.
Impreza nabrała tempa, wybuchając eksplozją pijackiej szczerości.
- Hej Magda! - usłyszałem piskliwy głos Ali, podobasz się Witkowi.
- Nie lubię przystojniaczków - usłyszałem odpowiedź.
- To gwóźdź do trumny rozwodu - pomyślałem patrząc spłoszony na swoją żonę,która była już związana amerykańskimi obiecankami podciemnianego mężczyzny i szukała pretekstu.
- Szlag by to trafił!!!- pomyślałem.
Święta te będę pamiętał do końca swoich dni.
Epilog
Magdy żywej już nie widziałem, zakatowanej przez swego partnera w czasie jednej z alkoholowych uniesień. Zmarła nie odzyskawszy przytomności w jednym z Brooklyńskich szpitali, w wieku dwudziestu dziewięciu lat. W kraju osierociła dwójkę małych dzieci. Tylko symbol czerwonej róży, złożony na jej trumnie w dowód pamięci i te wspomnienie w opowiadaniu zostały.
Ja stałem się po roku czasu rozwodnikiem, a Ala przymusowo jest leczona od uzależnienia alkoholowego.
Turczuk