Potęgą ciszy rankiem zawiało,
sosny pokornie energię tuliły
na nieboskłonie daleko zagrzmiało,
to dzwony niebios życie budziły.
Za dawne grzechy osika zadrżała,
sumienie ją wiecznie dopada
Boskiego Syna ukryć się bała,
wiecznym strachem ciąży zdrada.
Przeklęta wierzba wiecznie płacze,
gałązkami ziemię łzami całuje
narzekaniem, że nic nie znaczę,
swego zaniechania wcale nie żałuje.
Biedna leszczyna co nic nie posiada,
też Matki Boskiej nie ukryła
wieczną karą jest jej zdrada,
niedojrzałe owoce będzie rodziła.
Dąb mocarny, co to wojny prowadził
w imieniu swoim i całego lasu,
jemu Boski Syn też bardzo wadził
przekleństwem jego biją wyroki czasu.
Natura nie kocha, tych co pną się wysoko
- dąb wierzchołkiem zagladał w chmury,
w tajemnice niebios zapuszczał oko
z gory raziły go ogniste pioruny.
"Wschodzące słońce" nowe życie dało,
przebaczeniem boskim zaświeciło
dawne smutki energią wiary zabrało,
Bóg wybaczył, wszystko wokoło ożyło.
Turczuk