Złączeni przyjaźnią przysięgę złożyli,
że będą jak bliźniaki,
wieczyste śluby krwią swą przepili
na ramionach wyryli znaki.
Równym krokiem odmierzał czas lata,
pomieszał przekonania
znikły ideały dziecinnego świata,
zaczęła się wojna przetrwania.
Patrzył ciekawie Pan losu z góry,
co też z przysięgi wyniknie,
znał dobrze niuanse ludzkiej natury
wiedział, że przyjaźń zniknie.
Zawierucha dziejów w trąby zadęła
traktaty podpisała,
w płaszcze różnych wiar owinęła
przeciw sobie walczyć kazała.
Cudzych ideałów dwaj strażnicy
- pierwszy został kapłanem
- drugi, wojskowy pilnował granicy
spotkali się kiedyś nad ranem.
Nad ranem w ciemnym meczecie,
gdzie wkoło mogił kopce,
kwiaty i krzewy pachniały w lecie
wkroczyły wojska obce.
Wśród granatów i karabinów
przy mdłym blasku księżyca
żądna bohaterskich czynów
modliła się miejscowa świta.
Wieczyste śluby moc swoją mają
-łączą boską wstęgą,
dawni przyjaciele podstępnie się czają,
napiętnowani ramienną pręgą.
Bóg z ciekawością śledzi ich czyny
- dał im już przeznaczenie,
biegną powoli nocne godziny
w meczecie czekają na objawienie.
Zaspany ranek kroplami rosy
ranną toaletę czyni
wszystkim roślinom myje włosy
za nic nikogo nie wini.
Władysław Turczuk