Już noc zakończyła leśne czuwanie
w wierzchołkach drzew mgłą ranek falował,
odkrywał dnia bramę na grzybobranie
gdzie w mateczniku zwierz dziki buszował.
Hen, daleko biegły grzybiarzy głosy
ludzkie "zjawy" wśród drzew przemykały,
gałęzie do ziemi gieły się łzami rosy,
a dorodne prawdziwki w chowanego grały.
Wyrok grzybom - na ścięcie wydano!
Spadają obficie urodziwe głowy,
pięknie jest w lesie o świcie rano
skąd wracał do domu klusownik wsiowy.
Ostatni kończył swe leśne czaty,
aby zdażyć przed oczyma poranka
dzieci czekały na powrót taty,
aż na grzyby poszły tego ranka.
Dojrzałe zboża pokłony już biły
kłusownikowi, który wracał żytem,
dzikie zwierzęta pola łupiły
- gorzko rozmyślał on szarym świtem.
Scieżką, jego dzieci szły na grzyby
wśród żytnich kłosów ona się wiła
- okrutny los, dzisiaj nie chybi,
niepoprawna przyroda ożyła.
Kłusownik usłyszał szelest zwierza
- nie wiedział, że to kroki jego dzieci,
podnosi "obrzyna" - nawet nie przymierza...
wie, że gruby śrut gdzie trzeba doleci...
Gdy mgła opuściła już pola i lasy,
na ścieżce polnej żałobnicy płaczą
- tak będzie zawsze, po wsze czasy,
że tragedią ludzie swe drogi znaczą.
Władysław Turczuk ·