Nad rzeczką małą stał młyn nieczynny
wkoło się zielenił krajobraz nizinny.
W dali sosny igiełkami rosy skrzyły,
a nadrzeczne olchy bagniska kryły.
W tym towarzystwie nocą młyn straszył,
w zakamarkach którego diabeł się zaszył.
Kiedy księżyc kończył swe odchudzanie
- nudziło go ziemskie, nocne błąkanie,
a ciemność kryła wszystkie złe moce
tylko błędne ogniki rozświetlały noce.
Wśród mokradeł te moce w mgle się wiły
do brodzenia w błotach wielu skusiły.
Najczęściej jak północ na zegarach biła
wędrowców ta muzyka w bagna wabiła.
Niejeden wracający z gospody pijak,
do swego domu trafić nie mogł nijak.
To diabelskie moce wabiły go z młyna,
na moście stał czart lub piękna dziewczyna.
Ognistymi oczyma łypał na człowieka,
widłami w bagna popychał z daleka.
A gdy już pomocy żadnej nie bylo,
pijaka błoto swą czernią pokryło
do Boga o pomoc trzeba się zwrócić
obiecać poprawę, na lepsze nawrócić.
...................................
Chudy księżyc już zniknał za lasami
pohukiwaniem sowa straszyła czasami,
pierwszy brzask zdmuchnał ogniste duchy,
Bóg prośby wysłuchał-dodał otuchy.
Na drogę wtoczyła sie kula błota
- po tej przygodzie wytrzeźwiał niecnota.
Trafił do żony w odzieży ubłoconej
przywitał go tłumek rodziny zgorszonej,
wstyd na czerwono rozpalił mu lica
padła wtedy ta obietnica;
do domu nigdy nad ranem nie wróci,
wizyty w gospodzie na zawsze porzuci.
Tak się skończyła ta dziwna przygoda,
bagniska zalała już spiętrzona woda,
ale młyn stoi - choć już nie straszy
wszystko zmieniły te nowe czasy.
Władysław Turczuk