Ocean twarzy utracjuszy uśmiechami się raczy,
stadiony w szwach pękają,
plebs wiernie bije pokłony
przed współczesnymi bogami racji.
Już nie krwi potrzebują narody,
a euforii sportowego syndromu Tourette,
bez wewnętrznego cenzora, uderzeniem pięści
sentymentalnego patriotyzmu rozliczani.
Gałązka oliwna pokoju chłoszcze biedą bezlitośnie
bogactwem wypowiedzi zachęcana przez patrycjuszy,
którzy z olimpu władzy śledzą pokojowe zapasy
na miarę być, albo nie być za srebrniki.
Wątpliwi przyjaciele chwalą nas - kto?
- oni nas, a my ich.
Dzielnie płyną fale starych rekwizytów,
którzy w skórach pasożytów kolą dobrobytem...
Turczuk