Jezioro zmarszczkami fal przystrajało swe lico. Pigment kolorów zmienił się, a przed oczami chłopców powstał olbrzymi ekran. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ucichły pogawędki zwierząt i ptaków. Dziwny respekt podszyty strachem.
-To podgląd piekła - pomyślał Piąty. Ciekawe co zostanie nam pokazane? Pomruki wyrażanych głośno emocji dochodziły też od strony zafascynowach kolegów chłopca. Pergamin lustra wodnego wygładził swą pomarszczoną twarz, na której pojawiły się ruchome obrazy.
Uczniowie znależli się u bram piekieł, podglądając przez dziurę wodną jego tajemnice.
Wzgórza w nie odkrytych przez ludzkie doznania wzrokowe kolorach nęciły. Dalej - łąki, jeziora, lasy i rzeki. Beztroski, błogi spokój. Daleko ośnieżone szczyty gór; tajemniczych gór. Co za dziwny wymiar czasowy? Co jest za tą poczekalnią? Mnóstwo cieni snujących się bez celu, przenika wszędzie, przenikają się wzajemnie. To pośmiertna kwarantanna ziemskich, cielesnych igraszek ludzi.
Co kryją wnętrza dalekich gór? Chłopcy mieli poznać niektóre tajemnice. Ogromne hale, po których snują się w dziwnych skafandrach i chełmach stwory-mutanty stworzone na wzór człowieka.One chłoną energię przeniesioną z ciała zmarłego. Selekcja pozaziemskiego życia na podstawie ziemskich czynów, znanym kodem tylko władcy nieba i władcy ciemności.
Na wodnym ekranie pokazywane były coraz to inne obrazy z wnętrz tych bezkresnych gór. Następny komples rozległych hal to ogień, dym i niezwykle wysoka temperatura, a półnaga załoga gorączkowo krzątała się przy paszczach olbrzymich, nieznanych maszyn wrzucających do wielkich pieców jakieś ciekłe "pożywienie". Inny rodzaj maszyn kruszył zaś skały, wrzucając je w ogień. Wąskim korytem z pieców olbrzymów płynęła czerwona ognista lawa, gdzieś w głąb przepastnych, bezkresnych gór. Wszędzie dziwne mutanty napędzane pośmiertną ludzką energią. Wszystkiego pilnowały olbrzymy uzbrojone w skafandry, dzierżąc w długich rękach wieloczynnościowe roboty, które niewidocznymi oczami śledziły pierwszy cykl czegoś niezrozumiale wielkiego.
...................................................
Szybko minęło pięć lat nauki. Doskonale wyposażeni w wiedzę młodzi ludzie byli gotowi do wykonania wyznaczonych zadań. Na zakończenie tylko rozmowa indywidualna z władcą podziemi tych wielkich gór, w której każdy z uczniów dostał okryte wielką tajemnicą zadanie . Każdy miał znaleźć się w innym wymiarze czasu i na innym kontynencie kuli ziemskiej, ale czy tylko kuli ziemskiej?
Tego uczniowie już nie mogli wiedzieć. Jeszcze pożegnanie z kolegami, skąpane zdawkowymi słowami. Mieli już nigdy się nie spotkać w swoim gronie - ale czy tak będzie?
....................................................
Wielka rzeka swoim leniwym nurtem niosła malutką łódź, na której dnie twardym snem spał młody, ubrany w nędzny, żebraczy przyodziewek człowiek, mrucząc przez sen pod nosem. Połamane końcówki wioseł leżały na dnie łódki, nieprzydatne dla dziwnego żeglarza. Słońce chyliło się już ku zachodowi kładąc długie cienie na spokojne wody rzeki. Wysokie, wysmukłe świerki i sosny zdobiły prawy brzeg rzeki, pięły się wysoko, aby zażywać kąpieli słonecznej niezbędnej do przetrwania. W dolnej partii drzew olbrzymów gnieździły się niskopienne "dzieci lasu", krzewy i wątłe trawy. Lewy brzeg rzeki giganta był odgrodzony od wody wysokimi kamiennymi skałami, które skutecznie kryły ląd przed ewentualnym wzrokiem ciekawskich żeglarzy.
Z biegiem czasu las zaczął powoli się przerzedzać. Łagodny brzeg był wymarzonym miejscem do zacumowania malutkiej łódki, ale podróżny wciąż spał. Dopiero odgłosy dochodzące z lądu obudziły śpiocha. Otworzył oczy wsłuchując się w pogawędki życia trafiające do jego uszu. Na twarzy podróznego nie drgnął żaden mięsień. Wiedział, że łódkę śledzi kilka par oczu ukrytych wśród przybrzeżnych drzew. Był niewidoczny z linii brzegowej leżąc na jej dnie. Dziwny żeglarz zaczął leniwie, ze stoickim spokojem wężowym ruchem poruszać swoje ciało . Łódka poruszana tym dziwnym napędem skierowała swój zmurszały dziób w stronę prawej strony rzeki. Dziwne, ale decydent ruchu łodzi wybrał najbardziej nieodpowiednie miejsce do lądowania na stałym lądzie. Zarośnięte mokradła i dużo starych powalonych drzew, tworzyły wrażenie kompletnej dziczy nie odwiedzanej przez człowieka.
Wreszcie mała łódź dobiła do brzegu wielkiej rzeki. Malutkiej kępki suchego lądu. "Oberwaniec" przez długą chwilę wsłuchiwał się w odgłosy bagna i rodzącej się nocy. Widocznie wywiad słuchowy wypadł pozytywnie, bo młody człowiek przyjął pozycję siędząca na dnie łodzi. Słońce na nieboskłonie z zakamarków wszechświata wyciagnęło już swoją piękną w boskim kolorze pościel szykując się do snu, chowając w cieniu drzew tajemnice lasu. Niedługo miała nastąpić noc.
Groźne pomruki lasu i bagien, głosami zwierząt tworzyły pozorny harmider dla uszu, rodząc strach dla obcych trafiających przez przypadek w te dzikie strony.
Nasz bohater nie przejmując się ponurymi wdziękami lasu wyskoczył dziarsko z łódki, topiąc ją w przybrzeżnej głębinie. Znaczyło to, że nie miał zamiaru już tu wracać. Mieszkańcy brzegu rzeki nie byli przywykli do widoku człowieka. Z ciekawością z zakamarków tej dziwnej krainy patrzyli na intruza, oceniając go jako smakowity kąsek dla nienasyconych żarłoków.
Młody człowiek uważnie lustrował okolice, szukając suchego miejsca na nocleg. Skierował swe kroki w głąb lasu ledwo widoczną ścieżką znaną tylko leśnej zwierzynie. Wreszcie znalazł miejsce na nocleg - malutką polankę okrążoną przez gęste, leśne poszycie i kolczaste różane krzaki.
Dziwny podróżny zatrzymał się na środku polanki. Słońce resztkami swej mocy oświetlało jego sylwetkę tworząc aureolę wkoło jego głowy. Skąpy i skromny ubiór nie świadczył o zamożności podróżnego, ale jego zaradność i pewność siebie zwróciłyby uwagę widza, który znalazłby się przypadkowo w tej dziczy. Nasz znajomy z zakamarków swej odzieży wyciągnął długi sztylet i za jego pomocą przygotował drwa na ognisko. Następnie wyciął długi kij, zaostrzając go w jednym końcu i na chwilę zniknął w gęstwinie leśnej.
Ogromny księżyc przejął już od słońca ten skrawek ziemi, oświetlając go swymi długimi promieniami. Podróżny wrócił już ze swej leśnej wyprawy, niosąc na kiju dwie sporej wielkości ryby, złowione w pobliskiej rzece, lśniącej teraz poprzez gałęzie drzew tysiącami odbitych w swoim lustrze gwiazd.
Swoją zdobycz ułożył na środku polany wraz z innymi specjałami. Chwilę nasłuchiwał. Jakieś dalekie odgłosy leśnego życia wydały mu się podejrzane. Znów opuścił polanę, obszedł ją wkoło w odległości dwudziestu metrów, prawą ręką kreśląc linie energetyczne zabezpieczajace przed niechcianymi intruzami. Wracając na polanę ruchami rąk, jak miotłą, siłą energii "wymiótł" mieszkańcow polany. Zwierzęta i ptaki znalazły się poza linią energetyczną. Niewidzialna ściana istniała i była skuteczna. Nastepnie podróżny zbudował namiot energetyczny w kształcie piramidy, w której środku znalazło się drzewo na ognisko, żywność no i sam "budowniczy". Namiot budował prostmi ruchami, ale z dużym wewnętrznym skupieniem. Stanął twarzą w stronę wschodnią, skąd księżyc rozpoczął swoją wędrówkę, kreśląc wyimaginowaną linię energetyczną w odległości dwóch metrów, po swojej prawej i lewej stronie, następnie zbudował ruchami dłoni dwie ściany trójkata zaczynając od ziemi, a kończąc dwa metry nad głową. Odwracając się w stronę południową, dobudował dwie brakujące energetyczne ściany, w taki sam sposób jak poprzednie.
Był bezpieczny. Rozpalił ognisko, na którym przygotował pożywienie. Po skromnym posiłku, ułożył się do snu na kępie zielonego mchu, mając za poduszkę gruby konar drzewa. W pobliżu pierwszej energetycznej linii, ciemne postacie chyłkiem przemykały od drzewa do drzewa zbliżając się do strefy bezpieczeństwa. Ale nasz bohater tego nie widział zmożony twardym snem, tylko narząd słuchu był czujny będąc pierwszą strażą tej długiej nocy.
Władysław Turczuk.