Czerwony kur wciąż ogniem piał,
życie ziemskie topił,
wiatr potężny z nad oceanu wiał
z góry deszczem kropił.
Niebiosa swoje zbierały siły,
otwarły się przestworza
pokraczne upiory wkoło się wiły
- krwawo lśniła zorza.
Wszyscy święci na niej zasiedli
ziemski turniej śledzili,
piekła moce do zagłady wiedli
tych, którzy zasłużyli.
Niebiańska świta na to patrzyła
Boską tęczą osnuta,
moc ciemności spustoszenie czyniła
z bólu duszy wykluta.
Powoli ciemność niebo przykryła
za kotarą chmur nie widać słońca,
najwyższa rada nic nie robiła
- agonia ziemi dobiegała końca.
Turczuk