Zima stulecia już się skończyła
- zaspy potężne topniały,
wszystko wodami śniegu moczyła,
które rzeki orały.
Nadburzańskie pola wodą zalane
- żałośnie sterczą drzew kikuty
na kaprysy żywiołu zdane
- brak tu wesołej nuty.
Żywioł z wielkim hukiem
niszcząc po drodze przeszkody,
zgrozę budzącym pomrukiem
do Buga kieruje swe wody.
Nawet małym strumykom
natura pracę dała,
wbrew ich leniwym nawykom
masy wody przelewać kazała.
A rzeka Bug rwała
do Wisły się śpiesząc,
na wiosnę władzę miała
rozlewiskami się ciesząc.
Raptem wśród wezbranych wód
mała łódź jak zjawa
wkroczyła na diabelski ogród,
wkoło zdziwieniem wszystko napawa.
Słońce zakryło rzęsami oczy
- wiatr powiał zdziwiony,
świat stał się mniej uroczy,
z drzew śmierć wieściły wrony.
Para zakochanych w łodzi śmierci
- to bunt żaru miłości,
teraz w długim pocałunku zgięci
oddawali siebie w ostatniej radości.
Rodziny strzegły ich cnoty
- zazdrosne o wielkie uczucie,
za wysokie dla nich te loty
z fałszu i obłudy wyzute.
Żywioły zabierają marzenia i ciała,
które w nicość obracają narody
- na nic pokoleń mądrość zdała,
kiedy życie wraca z powrotem do wody.
Fale niosą po śmierć wyprawę małą
- krzyk rozpaczy tłumi gniewna woda,
która zalewa łódź i załogę całą;
ostatnia myśl - w wieczności nagroda!
Turczuk