W półmroku wpadającego do pieczary światła pojawiły się resztki nieskonsumowanej żywności. Poowijane w liście tropikalnych roślin, przewracały się niedojedzone ślimaki, kraby, ryby, nadgryzione owoce, a w skorupach orzechów stała niedopita mętna woda. Gruba, szara kora tajemniczych drzew była konsumowana jako chleb, który tak bardzo smakował. Surowego mięsa też nie zabrakło, po którym łaziło robactwo tropikalnego klimatu.
-Taka jest siła sugestii - wszystko jest jadalne - tak żywił się człowiek pierwotny - rzekł pryncypał do swych studentów, którzy z obrzydzeniem patrzyli na resztki obfitego śniadania. Wszystko można "wyczarować" w umyśle człowieka - nauczycie się tego. Nauczycie się też jak być odpornym, na tego rodzaju sugestie.
Następnie wskazał studnię. Przepaść, na której dnie buchały czerwone jęzory ognia, każąc wrzucić w jej paszczę resztki dziwnego śniadania. W ścianach zostały tylko kije bambusowe służyły jako świece w czasie posiłków.
Chłopcy z wielką ulgą przeszli do pomieszczenia, które spełniać miało rolę sali wykładowej. Było to te same pomieszczenie w której byli przed śniadaniem, tylko panorama za niewidocznym oknem była całkowicie inna.
Prehistoryczne zwierzęta, ptaki i dziwne stwory zasiedlały tę krainę. Dużo zieleni - mokradła i niewysokie pagórki. Płaty białej mgły strzegły tajemnic przed ciekawskim okiem chłopców, do których uszu nie dochodziły żadne odgłosy zewnętrznego świata.
-Naukę zaczynamy od zamierzchłych czasów, które widzicie na zewnątrz - zaczął diablopodobny nauczyciel.
-W pierwszej kolejności nadane zostaną wam imiona - do tej pory byliście bezimienni. Straciliście swoją przeszłość, która przeszkadzałaby w waszej edukacji. Zresztą...osobowość będziecie zmieniać według potrzeb, dlatego zostaniecie tylko ponumerowani.
Numerem pierwszym zostaniesz ty- wskazał na czarnoskórego, numerem drugim będziesz ty -wskazał palcem na wysokiego Azjatę o skośnych oczach. Trzecim i czwartym numerem zostali dwaj biali chłopcy o zakaukazkich rysach twarzy, a piątym Mądrala. Te numery od tej chwili są waszymi imionami.
- Ale chrzest - pomyślał chłopiec.
Na twarzy Mądrali odmalowało sie głębokie zamyślenie; - kim właściwie jestem?
-O czym rozmyślasz Piąty? - z odrętwienia wyrwało go pytanie pryncypała.
- Nic nie wiem o sobie - odrzekł chłopak, patrząc w diabelskie, zimne oczy pytającego. Nie przywykł jeszcze do swojego numeru - imienia, które wydawało mu się nie na miejscu.
-Dowiecie się o swojej przeszłości w późniejszym czasie.
-Pamięć wasza zostanie odblokowana - rzekł diablopodobny, zwracając się do wszystkich chłopców.
Nie dopuścił jednak swoich uczniów do dalszych pytań gestem wyciagniętej prawej ręki i skierowaniem dłoni w ich kierunku. Instynktownie zrozumieli ten gest. Przerywał dyskusję.
-Przepraszam....
-Wyjaśnię teraz cel jaki przyświeca waszemu tu przebywaniu. W części już zostalicie zapoznani z tym przez wasze duchy przeszłości, ale one nie wiedzą wszystkiego.
-Skażona człowiekiem ziemia funkcjonuje w kilku znanych wymiarach czasowo-myślowych-zaczął swoje wywody wysłannik wszechczasów. Aby była zachowana równowaga stosujemy delikatny nadzór nad naszymi ziemskimi "wieźniami'(czyt.mieszkańcami ziemi). Niestety nasi wysłannicy niekiedy sprzeniewierzają idee włączając się w nurt ziemskiego życia. Wtedy wybuchają krwawe wojny, mordy, kataklizmy, choroby. Wszystko to dziesiątkuje mieszkańców, niszczy przyrodę itp. Do tej pory, w potocznym rozumieniu piekło i niebo to dwa przeciwstawne obozy, które się wzajemnie zwalczały. Stworzył je władca wszechświata dzieląc ziemię między swoich dwóch synów. Niebo - synonim dobra dał starszemu synowi, w którym umieścił wszystko niedostrzegalne gołym okiem-wy nazywacie to duszą i decydowanie o pośmiertnym wiecznym szczęściu dotyczącym istot ziemskich. Piekło - imperium zła dał młodszemu synowi, który rządził ciemnymi mocami nieszczęść, kataklizmów,itp.
Na początku między braćmi panowała idealna zgoda - wspólnie o wszystkim decydowali. Ziemskich kłopotów nie było, aż do czasu kiedy człowiek sam zaczął decydować o swoim szczęściu, sprawiał Braciom mnóstwo kłopotów. W czym pomagał mu władca piekieł poprzez swoich psyhicznych siepaczy.
Dwa światy przegrodzone są rzeką Duchów. Szczęśliwa była dawno temu ludzka rasa, kiedy mogła sobie wybierać, w którym świecie pragnie żyć - bez prawa powrotu do przeszłej rzeczywistości. Od zawsze wiadomo, że ludzie zawsze szukają gdzie lepiej, przenosząc się z miejsca na miejsce. Tak było i w tym przypadku.
Dawno, dawno temu w którymś tam kolejnym wymiarze czasowym w laboratorium wszechświata generacja ludzka żyła długo i szczęśliwie - takim sobie stabilnym, wiecznym ziemskim życiem. Władca piekieł narzekał na brak ziemskich drapieżników (tak nazywano ludzi), natomiast nadwyżkę posiadał jego starszy brat.
Aż do czasu, kiedy pewnego razu znudzona życiem para wiecznie młodych ludzi postanowiła przekroczyć rzekę Duchów, zachęcona widokiem na przeciwnym brzegu. Niebiańska boska tęcza - małe zielone pagórki pokryte soczystą zielenią wtopione w kolor nieba osnute lekką mgłą - tam było pięknie. Wieczny spokój - wszystko emanowało wiecznym spokojem. Tam zapragnęli być. Spokojna rzeka nie stanowiła żadnej przeszkody - wtedy ludzie nie czuli uczucia strachu. Wszystko żyło obok siebie jeszcze w idealnej zgodzie. Pryncypał przerwał na chwilę swoją opowieść, sprawdzając jakie emocjonalne znaki wymalowała jego opowieść na twarzach chłopców. Widocznie odczyt był pozytywny - uśmiechnął się błyskiem swych diabelskich oczu i kontynuował część dalszą historii przeszłości.
Ta para zdecydowała się przejść na drugą stronę rzeki Duchów, która kusiła boskim pięknem. Oczywiście na brzegu nikt na nich nie czekał. Promienie dziwnego światła wchłoneły ich ciała, które stały się przezroczyste. Emanował z nich spokój i szczęście w nieznanych człowiekowi wymiarach uczuć. Uklękli, a następnie beztrosko ułożyli swe ciała na soczystej zieleni, otoczeni lekką mgiełką. Ta część opowiadania znana jest ludzkiej rasie w postaci legendy Edenu.
Wszystko obserwowali mieszkańcy przeciwległego brzegu, patrząc z niedowierzeniem jak rodzi się szczęście za rzeką. Byli zazdrośni. Chcieli zakosztować tego innego, co widzieli na własne oczy.
Masowo przechodzili na drugi brzeg przez płytką szeroką rzekę wtapiajcąc się w boską krainę, okryci płaszczem wieczności. Byli nieśmiertelni.
Diablopodobny, przerwał opowiadanie - odwrócił sie tyłem do chłopców patrząc przez niewidoczne okno. Po raz pierwszy chłopcy ujrzeli las w całej swojej krasie.Opadła mgła na niższe poziomy. Ocean wiecznej zieleni, nad nim rój ptaków - wyżej olbrzymy-giganty na swych parasolowatych skrzydłach zwanych chmurami krążyły nad tym ptasim rajem strzegąc ustalonego przez przyrodę porządku. Dalej, znów ośnieżone szczyty, gdzie królował lekko dymiący wulkan.
-Rzadki przypadek - ciągnął pryncypał, aby las rozebrał się z mgły do naga pokazując mieszkańcom swoje tajemnice.
Zaczął kontynuować swoją opowieść, nie zwracając uwagi na wiercących się niespokojnie słuchaczy chcących zadawać pytania.
-A więc...wszyscy bez wyjątku chcieli przedostać się do krainy, która zapowiadała wieczność w objęciach szczęścia. Na końcu została jedyna para, która postanowiła zostać na starym lądzie. Ta dwójka młodych, zakochanych w sobie ludzi obojętnie patrzyła na szczęśliwców...oni byli szczęśliwi i bez raju.
Powoli pokolenie dwójki maruderów rozrosło się - było już liczne. Pozaziemscy władcy, aby kontrolować przepływ ziemskich mieszkańców do raju zawarli umowę stawiając niewidzialną barierę. Aby zniechęcić do przekraczania rzeki wprowadzili pozory: śmierć, ból, choroby, strach przed śmiercią i wielką niewiadomą "ostatniej podróży"-nie licząc innych drobniejszych przeszkód. To była ściana nie do przebycia, nikt nie mógł wiedzieć co jest po drugiej stronie. Rzeka Duchów stała się głęboka i burzliwa, bez szans na przepłynięcie.
Nastały ciężkie czasy dla rodzaju ludzkiego. Kłótnie między władcą nieba, a piekła robiły też swoje. Niekiedy w skrajnych przypadkach władcy dogadywali się i wysyłali wspólnych przedstawicieli, aby przywoływać do porządku zwaśnionych. Właśnie wy będziecie w takiej roli.
Zostaniecie wysłani w różne wymiary czasowe gdzie deptane są prawa boskie i sprzeniewierzenie się nawet władcom ciemności. Wszystko to dla władzy nad rodzajem ludzkim. Często są to ludzie podszywający się pod Boga lub władcę piekieł. To oni są nosicielami ziemskich kryzysów. Błędem jest przyjęta sugestia,że po życiu ziemskim nastąpią męczarnie w czeluściach piekieł, lub w ramionach szczęścia w bezkresie nieba.
Piekło jest tutaj na ziemi, gdzie istoty ziemskie przechodzą tortury duszy i ciała poprzez wątpliwości, upadki, wzloty, choroby i inne kataklizmy, czy plagi.
Odejście z ziemskiego piekła jest bolesne poprzez wielką niewiadomą, ścianę bólu i wątpliwości. Gdyby tej ściany nieświadomosci nie było - wszyscy by przeszli przez symboliczna rzekę duchów. Ci co nie rozliczyli się z ziemskich niegodziwości niestety, ale wszystko zabierają z sobą do pozaziemskiego świata. Ale to już inna historia leżąca w gestii strażników sumienia.
Dziwny nauczyciel długo jeszcze rozprawiał o pięcioletniej nauce w pozaziemskiej szkole. Kończąc powiedział, że szczególy i rejony zsyłki na ziemskie padoły zostaną zdradzone po ukończeniu szkoły.
-Hm-zastanawiał się Piąty-w jaki sposób w czasie snu nauczono nas tak szybko wspólnego języka?
Zbliżało się południe. Ustawione karnie w zenicie słońce wypłoszyło swoimi gorącymi promieniami egzotyczne ptaki, które ukryły się bezpiecznie w ramionach piętrowych drzew i ich kryjówek. Wieczna mgła pokryła szczelnie las, nad którą królowały tylko najwyższe wierzchołki, czerpiąc energię słoneczną potrzebną do produkcji elementów leśno - ziemskiego życia. Daleko błyszczały znajome ośnieżone szczyty. Wulkan wypuszczał ze swego lejkowatego łba ledwo widoczny z daleka dym, który unosił się nad górą, wreszcie opadał tworząc przez wieki struktury przyrody i życia stworzeń deszczowego lasu.
Chłopcy poczuli głód. Ale po dziwnym, nietypowym śniadaniu żaden nie odważył się zaprotestować przeciw zbyt długiemu wykładowi. Wreszcie diablopodoby przerwał, czytając w myślach chłopców.
-Przerwa na obiad!
Nauczyciel prowadził chłopców długim korytarzem. Na zewnątrz góry wychodzą innym wyjściem ukrytym wśród skał. Mijają piętrzące się załomy skalne. Raptem górskie przeszkody urywają się-przed nimi bajeczne górskie jezioro. Postrzępione piaszczyste plaże, w które miejscami wcina się prymitywna bezwzględna zieleń. Zasadzone artystczną ręką przyrody karłowate drzewa szukają wzniesień gdzie trawy i krzewy panują mniej wszechwładnie-sadowiąc się tam, gdzie więcej wilgoci. Wkoło życie dudni pierwotnym klimatem przetrwania. Chłopcy prowadzeni przez pryncypała, omijają przeszkody i zastawione przez zwierzęta pułapki. Zbliżają się do górskiego jeziora.
Władysław Turczuk