Skarby - Carski wojownik
Wczesna jesień 1921 roku pluła drobnym kapuśniakiem topiąc w błocie drogi i pola zachodniej Ukrainy. Urodzajne gleby leżały odłogiem skażone wojną domową. Taką błotnistą drogą, skąpany w deszczu przebijał się na zachód mały oddziałek carskiej konnicy.
Z całego pułku ukraińskich Kozaków, zostało dwudziestu chłopa wiernych do końca nieistniejącemu carowi Wszechrusi. Uzbrojeni w krótkie karabinki, zakrzywione szable, a w kaburach przy pasach tkwiły dodatkowo najnowszej generacji wielostrzałowe rewolwery - mimo zmęczenia wygladali groźnie. Niegdyś białe, piękne mundury pokryte były czarnym błotem. Przemoknięte szynele nie chroniły przed przejmujacym zimnem i różnymi himerami pogodowymi wschodniej Europy.
Wychudzeni, nieogoleni z opuszczonymi smutno wąsami, byli świadomi przegranej. Słusznego, około dwumetrowego wzrostu olbrzymy, były osadzone na niewielkich odpornych na warunki pogodowe konikach, a nogi dyndały im w strzemionach tuż nad ziemią. Od czasu do czasu któryś z uciekienierów oglądał się z trwogą do tyłu wietrząc pościg.
Zarażona bolszewicką propagandą ludność dokonywała samosądów tworząc oddziały Armii Czerwonej.
Trwała wojna domowa.
Carscy najemnicy omijali też przygraniczne polskie dwory, dworki i wsie bojąc się zasadzki. Nie znali istniejących realiów. Zostawili za sobą miasto Rowne, z którego wyruszył także pościg za uciekinierami. W odległosci trzech kilometrów od wsi B. na zachód zakopano skarb.
W środku tego oddziałku dwa konie strzepione były wzorzystą, grubą, mocną "kapą",w której w zwisającej wnęce wzmocnionej dodatkowo rzemieniami z lejc dyndała tajemnicza okuta żelazem drewniana skrzynia zamknięta na olbrzymi zamek.
Stać! - padł rozkaz z przodu kolumny.
Na jej czele jechał szpakowaty, postawny pułkownik. Dowóca zawrócił, zatrzymując się przed tajemniczym pakunkiem.
Zejść z koni! - rozkazał.
Następnie kazał wykopać dół na polnej drodze i wrzucić skrzynię wraz z zawartością do jego wnętrza. Bał się,że zawartość tajemniczej skrzyni wpadnie w ręce Czerwonych.
- A, teraz przysięgnijcie,że aż do śmierci nie zdradzicie miejsca zakopania skrzyni, nawet o niej nie wspominając. Po odebraniu przysięgi o tajemnicy dowódca dodał jeszcze,iż jest to pułkowy żołd. Wypowiedział to "łamanym", ukraińsko- ruskim językiem zrozumiałym tylko przez tych wyborowych jeźdźców, służących w wojsku ponad dwadzieścia lat.
Po przykryciu i zamaskowaniu dołu, oddział został rozwiązany.
Minęły długie lata.
W tajemniczych okolicznościach zniknęli wszyscy żołnierze tego oddziału zamieszkali w granicach dawnego Związku Radzieckiego.
Przeżył jeden, który zamieszkał w pewnej przygranicznej wsi w Polsce ukryty wśród dawnych "kozaków" walczących u boku księcia Radziwiłła, który z wdzięczności za dobrą wojaczkę podarował im kilka osad, a szczególnie bogato wyróżnił ich dowódcę Zeniuka W.
Nasz bohater zmarł śmiercią naturalną w końcu lat osiemdziesiątych, zdążył jeszcze opowiedzieć powyższą historię swojemu najbliższemu przyjacielowi.
Carski pułkownik zaopiekował się skarbem. Był jednym z założycieli tajemniczego wojskowego wywiadu Armii Czerwonej, a nagroda za rozmontowanie komunizmu czekała.
W międzynarodowym światku plotkarskim gruchnęła wieść o drogocennym, pięknym naszyjniku córki cara Mikołaja II, który widziano na szyi żony Gorbaczowa. Podobno dowódcą oddziału był zaufany oficer carskiego wywiadu, który chciał przewieźć skarby carskie w bezpieczne miejsce.
Ostatnie polecenie cara to zemsta na jego siepaczach. Pozostały domysły.
Pewnie tej zagadki nikt już nie rozwiąże.
Władysław Turczuk