Skarby - Faszystowska niewolnica
Przygraniczny kompleks lasów, ciągnący się nad rzeką Bug - hen daleko, w głąb terytorium dzisiejszej Białorusi.
To tędy, biegła strategiczna droga, zasilająca w mięso armatnie teatr wojny w Rosji, niszcząc po drodze, jak wezbrana fala wsie i miasteczka. Etniczne czystki, następujacych po sobie armii i grasujących w lasach band, zostawiały po sobie spalone doszczętnie wsie, których nie miał kto obronić.
Małe miasteczko Mielnik, leżące nad wartkimi wodami rzeki Bug, ale, nie o nim będzie tu mowa, a o jednej z okolicznych wsi, leżacej na rozwidleniu drogi Warszawa - Mińsk - Mielnik. Właśnie, w tych okolicach Niemcy, w ostatnich latach werbowali młodzież do pracy, w niewolniczych warunkach w swoim kraju, uzupełniając tym brak rąk do pracy. Napęd wielkiej machiny wojennej trzeba było oliwić, coraz większymi zasobami ludzkimi.
Malutka wieś Radziwiłłówka, palona kilkakrotnie przez armię Niemiec, Rosji i rodowitych "partyzantów", których najbardziej mieszkańcy się bali. Byli to sąsiedzi i różne okoliczne męty, jak to na zapleczu wojennym.
Wielodzietna rodzina, musiała dać jednego ze swej wspólnoty, młodego człowieka płci obojętnej, celem wysyłki do Rzeszy, "jako prezent" dla rodzin faszystowskich, wyższych oficerów, walczących szczególnie na wschodnim froncie.
Rodzina K. wytypowała Marię, która liczyła w roku 1943 siedemnaście lat.
Środek pamiętnego lata, dla młodej dziewczyny utkwił, na zawsze w pamięci. Młodsze rodzeństwo, ze łzami w oczach żegnało najstarszą siostrę, która zastąpiła jednego z braci, godząc się na faszystowską niewolę.
Pruskie miasto Konigsberg - dzisiejszy Kaliningrad, to tutaj przywieziono polskich niewolników, którzy mieli pracować u bauerów.
Pruska rodzina, bardzo żle traktowała Marię, toteż dając posłuch, krążacym pogłoskom o szybkim zwycięstwie, dała namówić się na ucieczkę.
Kiedy wróciła po wielu perypetiach do rodzinnej wsi, została wydana przez sąsiadów. Znów zsyłka, ale już do innej rodziny, jednak do tego samego miasta. Miała tam dobrze, mimo że bardzo ciężko pracowała na roli - jak pamięta, gęsto pociętą kanałami nawadniającymi i rzekami.
Zbliżał się koniec wojny. Wyżsi oficerowie niemieccy, bojąc się niewoli masowo uciekali w głąb Rzeszy. Szczególnie bali się zsyłki na Syberię, która jak wiadomo, wśród narodów świata miała złą sławę.
Maj 1945 rok, pięknie kwiatami utkany sad, kilka kilometrów za miastem grzmiał front, nad budynkami gospodarczymi, z sykiem przelatywały rakietowe pociski z "Katiusz", wzniecając pożary i panikę w mieście.
Maria przez okienną firankę obserwowała sad i okolicę. Raptem, pod zabudowania gospodarcze podjechał osobowy samochód. Z obszarnego domu mieszkalnego wyszedł generał SS wraz z rodziną, kazał kierowcy zaczekać po drugiej stronie sadu. Szybko jednak wrócił wraz z żoną, wynosząc wielką skrzynię.
- To srebra - pomyślała Maria.
W pośpiechu zakopali skrzynię, we wcześniej przygotowanym dole. Kiedy rodzina poszła w stronę samochodu, generał jeszcze raz wrócił do zabudowań, wyszedł z niewielką szkatułą, którą zakopał osobiście pod rozłożystą jabłonią. Niespodziewanie odwrócił głowę w stronę okien... i nie zobaczywszy nic podejrzanego, skierował się w stronę samochodu.
Okolica opustoszała, umilkły dalekosiężne działa i nastąpiła przejmujaca cisza. Nie minęły trzy godziny , kiedy pojawił się pierwszy patrol radzieckich żołnierzy.
Ręce do góry! - krzyknął jeden ze skośnookich.
Ja od was - powiedziała ze strachem Maria.
Uciekaj stąd natychmiast, za chwilę rozpęta się tu piekło - wrzasnął sołdat.
Przez całe życie, bohaterkę tego opowiadania dręczyły wątpliwosci, czy powinna wrócić po zakopany skarb.
Turczuk