Czapi patrzył na swego przyjaciela Toffika, który niezbyt zadowolony z pięknego, czerwonego kubraczka przewracał oczyma i zerkał z wyrzutem na Monikę. Jego piękna, rudawo - brązowa sierść przykryta z góry zwisała nisko pod brzuchem. Fantastyczny, o krótkiej sierści nosek, zawsze był nisko przy ziemi, a ostre jak szpilki zęby chwytały wszystko, co leżało na ich drodze. Bitwa z Moniką,o znalezione "skarby" była zacięta. Siłą otwierała ona pyszczek przyjaciela Czapiego i wyjmowała mu z gardła jakieś znalezisko, które próbował skonsumować. Toffik, jak to Toffik głośno warczał i bronił swojego nabytku.
- On ma charakter - pomyślał Czapi.
Tofik wygladał jak legendarny bizon w miniaturze, a wyłupiaste i wszystko widzące oczy patrzyły we wszystkich kierunkach, śledząc najbliższe otoczenie. Był małym rozpieszczonym pieskiem, ale kiedy trzeba, potrafił być zdyscyplinowany i posłuszny - znał dwa języki, polski i angielski. Kiedy do niego mówiono, przekręcał głowę, o aksamitnych, długich włosach i uważnie słuchał, spełniając wybiórczo polecenia - tylko te, które przynosiły korzyści i nagrody w postaci smakowitych kąsków. Kiedy miał ochotę na pogawędkę, kładł się na karku, dawał się głaskać po brzuchu. Zabawnie mruczał naśladując ludzką mowę.
- Ale lizus, idę do Waltera, on mnie rozumie, zadecydował Czapi patrząc na wyczyny swego przyjaciela Toffika.
Przytulany i pieszczony Toffik, grał na uczuciach zaprzyjaźnionych z nim osób. Był beniaminkiem w towarzystwie.
- Trochę postraszę Czapiego - zdecydował. Zaczął głośno i groźnie warczyć.
- Co ten maluch wyprawia! Czapi zerwał się na równe nogi. Był starszy i to on trzymał pieczę, sprawując opiekę nad o rok młodszym przyjacielem. Był psem odpowiedzialnym. Pamiętał, też piekło jakie przeszedł w schronisku dla psów. Tam chory i głodny czekał na śmierć.
Jak przystało na doświadczonego "policjanta", w tym mini psięcym światku, rozdzielił swoim ciałem głaszczące ręce od Toffika.
Oba psy zeskoczyły z sofy i zgodnie zaczęły baraszkować na dywanie. Drobny incydent poszedł w zapomnienie. Tylko te, wiecznie poważne, smutne oczy Czapiego zastanawiały wszystkich. Wreszcie zmęczenie wzięło górę i obaj zapaśnicy legli na środku pokoju.
- Dlaczego on taki poważny? Tofik delikatnie zaczął lizać oczy przyjaciela, jakby chciał je ożywić, tchnąć radość i okazać miłość, której tak pragnął Czapi. Uczucie pieskom okazywali wszyscy domownicy i rodzina. Ale wiadomo, nasz smutnias pragnął czegoś więcej. Choroba i samotność w przeszłości zostawiły swoje piętno.
- Gdzie jest Walter? Czapi uniósł głowę, studiując twarze zebranych.
- O, jest u siebie, drzemie - wyczytał.
- Zaraz go odnajdę - wskoczę na kanapę - jest!
- Położę się obok - choć na chwilkę, bo niedługo trzeba iść na spacer.
- Oczywiście nierozłączny Toffik kroczy obok - pomyślał.
- Otwórz oczy Walterze - proszę....
Czapi przytulił się do boku przyjaciela, który objął ramieniem psa, głaszcząc go po głowie, a ten patrzył i patrzył długo w oczy człowieka. Raptem zaczął kręcić się niespokojnie, słysząc w kuchni warczenie Toffika.
- Muszę biec, aby uspokoić tego gówniarza - pomyślał. Zbliżył się do swego wychowanka, łapiąc go delikatnie za ucho.
No i znów zaczęło się baraszkowanie, które przerwała Monika zakładając czerwone kubraczki swoim pupilkom i przygotowując ich do "sesji zdjęciowej", mającej się odbyć w panoramie bieli śniegu, który przykrył swją czapą Nowy Jork.
Władysław Turczuk.