Pragnę opowiedzieć wam ciąg dalszy przygód Piątego, który znalazł się w innym wymiarze czasu. Skierowany przez potężnych władców piekieł i nieba w celu ukarania złego i niezwykle podstępnego hrabiego Rentgera. Żyjący w czasach średniowiecza bezwzględny władca naraził się niebiosom i piekłu, mordując brata, który był ich namiestnikiem na ziemi. Tyle wstępu. Zainteresowanych tą historią polecam część pierwszą, która opublikowana jest na niniejszym blogu (www//mojapoezja.com) Powieść nosi tytuł "Studnia" Jest to wersja robocza.
********************************************************************
Piąty patrzył na wychodzących z dymiącego wiecznie wulkanu olbrzymów, próbując wyciągać wnioski z tego dziwnego miejsca. Wiedział, że okolica jest strzeżona przez dwa ogromne ptaki-szpiegi o rozłożonych, nieruchomych skrzydłach. Patrząc na stożki stojące nieruchomo na twardej nawierzchni skojarzył je z piekłem, gdzie produkowane były statki do podróży w inne wymiary czasowe. Nagle zaświtała w głowie mu myśl: - a gdyby taki jeden statek ukraść i wrócić do wymiaru w którym się urodził. Wiedział, że nikt mu na to nie pozwoli. Chyba że... zastanowił się głęboko, przypominając instrukcję, ze szkoły wszechświatów.
Pasące się wysoko na zboczu górskim kozice, których nie spłoszył Piąty, poruszyły się znów niespokojnie.Chłopak odwrócił wzrok, ale było już za późno na jakąkolwiek reakcję. Zdążył tylko pomyśleć, że plan się powiódł - zapadł w ciemność, uderzony maczugą w głowę. Mały oddziałek hrabiowskich żołnierzy wynurzył się z niewidocznej na pierwszy rzut oka, ukrytej pieczary.
- Dobra robota - zwrócił się do dwóch brodatych łapaczy zbiegów, wystrojony jak na paradę dowódca.
- To wasza nagroda! - dwóch ukrytych w krzakach łuczników wypuściło strzały, które przeszyły serca mężczyzn. Z wymalowanym w oczach zdziwieniem runęli w przepaść, gdzie ich ciała zostaną rozszarpane przez drapieżne ptaki, żeglujące na bezchmurnym niebie w poszukiwaniu łatwej zdobyczy.
Piątego obudziło pragnienie - pić, wyszeptał. Chciał się poruszyć, ale mocno skrępowany grubym, konopnym sznurem, był ubezwłasnowolniony. Coś poruszyło się w kącie ciemnej więziennej klitki.
- Gdzie ja jestem? Zamiast odpowiedzi, poczuł na ustach wilgotny, gorzki płyn, którym zakrztusił się, głośno kaszląc. Za chwilę zazgrzytał klucz w mało widocznych, żelaznych drzwiach celi, do której wszedł znany już nam dowódca strojniś w asyście dwóch potężnie zbudowanych strażników
Ucichły szmery w kącie więziennej celi. Piątego oślepiło światło wydobywające się z otwartych drzwi. Było południe - minęło kilka godzin od uwięzienia - pomyślał Piąty.
- Rozwiązać go! - rozkazał przybyły.
- Gdzie pierścień, który podarowała ci hrabianka? - zadał pierwsze pytanie dowódca hrabiowskich wojsk.
- Chłopak milczał - opuścił wzrok sprawdzając swoje palce - pierścień zniknął.
- Przeszukać go dokładnie! - gdzieś musi być. Realizował swój plan związany z małżeństwem z piękną hrabianką, mając pierścień mógł podszyć się pod wybawcę.
- Chętnie skróciłbym o głowę tego gołowąsa. Ale, rozkaz hrabiego był wyraźny - dostarczyć w nienaruszonym stanie więźnia, i to natychmiast! Ignorując polecenie naraziłby się na gniew hrabiego znanego z okrucieństwa za nieposłuszeństwo. Z pobliskiego gąszczu krzaków, gadający kruk indyjski, krzyczał naśladując głos hrabiowskiego dowódcy: uwięzić durnia, uwięzić durnia! Będę mężem hrabianki, będę mężem hrabianki. Zabić więźnia, zabić więźnia - powtarzał gadający ptak na okrągło słowa wyuczone telepatycznie przez Piątego. Ptaki te, których ojczyzną były Indie, swoje siedliska miały w dzikich, gęstych konopiach, karmiąc się tym narkotykiem. Nabuzowane środkiem pobudzającym od wielu pokoleń, potrafiły idealnie naśladować ludzką mowę. Zabić więźnia, zabić więźnia! Słysząc ostatni rozkaz oddziałek wojska, czekający na więźnia ruszył z kopyta, wyciągając długie miecze i atakując wychodzącego z więziennej pieczary Piątego. Z pewnością nasz bohater zginąłby niehonorową śmiercią z rąk siepaczy, gdyby nie naśladowczy głos narkotykowego ptaka, który...
Głos był tak podobny do rozkazu dowódcy, że sześcioosobowy oddziełek rozbiegł się w poszukiwaniu zbiega. Ptak darł się głośno: Łapać zbiega! Łapać zbiega!- Stać durnie!
Dowódca wyciągnął miecz z pięknie ozdobionej szlachetnymi kamieniami pochwy, odwracając się od Piątego, zdzielił jego płaską stroną najbliższego żołnierza, który osunął się nieprzytomny na zakurzoną, wyboistą drogę. Spuszczając z oczu więźnia, popełnił karygodny błąd. Zaprowadzając porządek wśród nieopisanego rozgardiaszu,dał szansę ucieczki więźniowi, który znikł wraz z gadającym ptakiem. Mimo dokładnych poszukiwań w okolicy, Piąty przepadł jak kamień w wodę.
Na głównym, handlowym placu ogomnego zamczyska, stary obdarty żebrak podpierając się sękatym kijem z trudem przedzierał się przez rozkrzyczaną ciżbę ludzką. Szukał wolnego miejsca, dogodnego do żebraczego procederu. W tłumie uzbrojeni szpiedzy hrabiego Rentgera w asyście żołnierzy sprawdzali podejrzane osoby. Wreszcie żebrak wypatrzył dogodne miejsce przy dużej gospodzie położonej nieco na uboczu głównego placu. Omiótł bystrym wzrokiem okolicę. Zajrzał do środka gospody, jakby kogoś szukał. W końcu zauważył swój obiekt zainteresowania w grupie bogatych kupców, którzy zbliżali się niespiesznie do gospody. Byli najwidoczniej bardzo głodni. Po zakurzonych strojach, widać było, że przybyli z daleka. Ale starzec nie zatrzymał spojrzenia na grupie kupców, ale na wysokim parobku, który niósł jakieś paczki, owinięte grubym,szarym materiałem, podążając krok w krok za swoimi panami. Grupa minęła żebraka wchodząc do środka gospody. Parobek mocował się w drzwiach z ciężkimi pakami, kiedy poczuł, że ktoś wkłada mu w dłoń jakiś mały okrągły przedmiot. Rozejrzał sie wkoło dyskretnie, ale na obojętnych twarzach otaczających go ludzi nic nie wyczytał. Żebrak przepadł, jak kamień w wodę.
Trzech kupców usiadło przy wolnym, biesiadnym stole, natomiast parobek zajął miejsce wśród hałaśliwych sług, biesiadujących nieco na uboczu. Przebrany jak wiadomo za parobka Piąty starał się nie zwracać swoją osobą uwagi gości spożywających posiłek. Jak do tej pory plany władców wszechświata były bezbłędne.
- Tylko, gdzie się podział ten amant do ręki hrabianki Rentgerówny?
Rzucił okiem na malutki przedmiot, który wcisnął mu przed wejściem do gospody żebrak.
- Wiedziałem, że to pierścień!
Piąty przypomniał sobie o szmerach w więziennej celi.
- Mam tajemniczych przyjaciół - pomyślał o wielu sprzyjających okolicznościach, które przewinęły się przed jego oczami.
Wyostrzone zmysły chłopaka ostrzegały go od pewnego czasu o grążącym mu w gospodzie niebezpieczeństwie, które bardzo szybko zlokalizował. Przy długim stole w przeciwległym końcu jadalnej izby siedziało dwóch wyglądających na zamożnych mężczyzn. Jeden z nich miał przeoraną twarz, jakby walczył z niedźwiedziem.
- Piąty uśmiechnął się na myśl o spotkaniu w lesie i zdradzie, tego człowieka. To szpieg hrabiego Rentgera!
Tymczasem do gospody weszli nowi goście. W towarzystwie dwóch zbrojonych pojawił się młodzieniec, na którego czekał Piąty. Mocno podpici kupcy, głośno domagali się więcej wina, jakby zapominając o swoim parobku, który zamówił na ich koszt dzban piwa i duże pieczone baranie udo. Piąty szybko zakończył ucztę szykując się do wyjścia za swoją potrzebą, głośno sygnalizując swój zamiar, jakby był pijany. Na zewnątrz gospody stał niewielki budynek, a w nim wykute w nierównej podłogowej skale dwie dziury, gdzie załatwiali potrzeby fizjologiczne goście. Budynek przylegał do niewysokich skał, których tajemnicę wcześniej odkrył Piąty. Była w tych skałach zamaskowana kryjówka, gdzie właściciel gospody okradał swoich bogatych, pijanych klijentów z kosztowności. Chłopak ukrył się w załomie przyległej do budynku skały. Czekał - wiedząc, że cierpliwość zostanie w końcu nagrodzona. Po dość długiej chwili oczekiwania, w drzwiach gospody pojawił się wreszcie młodzieniec, ale tylko z jednym zbrojnym, kierując swe kroki do wiadomego miejsca. Obaj zatrzymali się przy otworach, wyjmując swoje dowody męskości. Po załatwieniu pierwszej potrzeby, czyli pozbyciu się nadmiaru wypitego piwa, młodzieniec spuścił spodnie, wysyłając zbrojnego do gospody.
- Za chwilę wrócę - przecież nie będziesz tutaj sterczał! - idź, rozkazał!
Kiedy zbrojny wyszedł, Piąty zaszedł od tyłu ofiarę chwytając go za głowę i przykładając palec do znanego za uchem energetycznego miejsca. Napadnięty padł jak rażony piorunem z wytrzeszonymi ze strachu oczami, jakby zobaczył przybyłego z czeluści ziemi władcę piekieł.
Władysław Turczuk