Mądralę ogarnęła apatia. Studnia kojarzyła się zapachem śmierci. W górze zniknęły głowy chłopców widoczne wcześniej na tle błękitnego nieba.
Mądrala w towarzystwie paraliżującego go strachu zapadał się w nicość, nie czując luksusu jaki dawała naprężona lina.Ostatkiem świadomości zobaczył jeszcze niebieskie światła,które otuliły go swym płaszczem, delikatnie opuszczając na dziwnie miękkie podłoże. Czuł, jakby wisiał wysoko między ziemią, a niebem. Widział też dziwne stwory ubrane w świetliste, różowe kombinezony zakrywające twarze lub pyski tajemniczych podziemnych piratów.
Jeden z nich wyciągnął owłosioną łapę, z której wystrzelił w stronę chłopca delikatny snop światła...
...................................................
Obudzony lekką, poranną bryzą, która sterując wodą szerokiej, ogramnej rzeki myła swymi wodami jego bose stopy.Pierwszy widok jaki ujrzał, budząc się z twarzą skierowaną do góry, to błękit nieba i poszarpane, szare obłoki płynące lekko na swych
olbrzymich,rozpostartych skrzydłach. W ciszę wwiercał się jazgot dzikiego ptactwa buszującego
w dorzeczu rozlewisk wielkiej rzeki, które pokrywały wysokie trawy. Usiadł, rozglądając się wkoło przestraszonymi, szeroko otwartymi ze zdumienia oczami.Zdążył jeszcze zobaczyć dwunożnego, pokrytego kożuchem długich włosów stwora, ale w tym samym momencie wysokie trzciny zakryły kotarą zieleni dziwne przewidzenie.
Przeżegnał się znakiem krzyża, szybko zapominając o dziwnym karłowatym, obrośniętym golasie.
Jego uwagę przykuł przeciwległy brzeg majaczący za szeroką rzeką. Kraina marzeń zwana rajem-pomyślał. Pokryty zielenią pagórkowaty teren spowity dziwną wielokolorową tęczą eleminował pomyłkę. Odczuł przemożną siłę przepłynięcia na drugi brzeg rzeki.
-Tam mógłbym pozostać na zawsze! Był pewny, że odnalazł legendarne szczęście.
Postanowił iść brzegiem rzeki, szukając środka do przeprawy. Oprócz ogłuszającego krzyku kolorowego ptactwa przenoszącego się z miejsca na miejsce, nie widział żywej duszy. Kiedy już tracił nadzieję na przeprawę, zobaczył starą, małą łódż uwięzioną przez przybrzeżne trawy. Długo zastanawiał się, czy ta "starowina" jest w stanie pływać. Za jego plecami rozległy się pomruki szybko nadciągającej burzy, która pomogła podjąć decyzję...
- Aby tylko zdążyć - pomyślał silnie naciskając na znalezione na dnie łodzi stare wiosła, które nie wytrzymały naporu wody i z głośnym trzaskiem przełamały się na pół.Łódż skoczyła do przodu ślizgając się w dół rzeki niesiona falami żywiołów. Chłopiec stracił poczucie czasu.Był pewny że rzeka pochłonie malutką łupinkę, podtapianą raz po raz przez strugi deszczu. Dobrze, że na jej dnie znalazł drewnianą konwię, którą mógł wylewać wodę. Widać,że ktoś kiedyś z niej korzystał - pomyślał. Burza jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ucichła, kłębiaste chmury długo jeszcze goniły się z wiatrem, dając w końcu za wygraną.Pierwsze promienie zachodzącego słońca wyjrzały zza chmur świecąc prosto w twarz śpiącego, dziwnego żeglarza. Chłopiec niespokojnie się poruszył otwierając oczy.
-Gdzie jestem? - padło pytanie. Nie otrzymawszy odpowiedzi rozejrzał się wokoło.Kiedy zobaczył wodę, przypomniał sobie jak znalazł się na rzece. Po za tym nic nie pamiętał z przeszłości.
Na przeciwległych brzegach splątane korzenie wywróconych, podtopionych, martwych drzew tworzyły aureolę śmierci.Wytężając wzrok zobaczył potężne drzewa deszczowego lasu tonące wysoko w wiecznej, białej mgle.Na środek rzeki nie dochodziły odgłosy
o jakiejkolwiek formie życia, ale prawda była zupełnie inna.
Nie miał wyboru. Jego losem kierowały prądy rzeczne unosząc swoim korytem w nieznane. Po raju nie zostało śladu. Znikł, zabierając ze sobą marzenia.
Władysław Turczuk